Przemyślenia

Droga do sukcesu – sprint czy maraton?

Droga do sukcesu to nie sprint tylko maraton.

Na pewno nie raz słyszałeś to powiedzenie, nie? Wielu trenerów, tłumaczy tak swoim podopiecznym, żeby się nie spieszyli i przygotowali na długi i powolny progres pełen przeciwności losu.

Totalnie się z tym hasłem nie zgadzam, a przynajmniej nie w takim znaczeniu tego zdania, jak odbiera go większość ludzi. I już Ci przyjacielu tłumaczę dlaczego.

Najlepsi maratończycy są w stanie przebiec maraton w około 2 godziny.
42,195 km.
W 2 godziny.
To są niecałe 3 minuty na 1 km.

Nie wiem, kiedy ostatnio biegałeś, ale to jest zabójcze tempo. Szczerze wątpię, że byłbym w stanie przebiec w takim tempie 1 km, a co dopiero pozostałe 41. Najlepsi maratończycy biegną cały maraton sprintem – kumasz? Ponad 41 km morderczego tempa. Tam nie ma miejsca na oglądanie widoków, czy rozciągnięcie obolałych mięśni. Nie ma miejsca na „powolny progres”. Możesz oczywiście biec powoli i dobiec gdzieś na końcu stawki, ale czy serio wtedy możesz mówić o sukcesie?

Jeżeli jesteś z tych, dla których „najważniejszy jest udział” to po prostu daruj sobie dalsze czytanie. Nie dogadamy się. Mnie mierzi zadowalanie się byle czym i uczę moich zawodników, żeby celowali wysoko. Bardzo wysoko.

A co po przebiegnięciu tego maratonu? Naprawdę myślisz, że to koniec drogi? Zdobyłeś pierwsze miejsce na mistrzostwach świata i okolic i finito? Osiągnąłeś sukces?
Nie kolego. To nie tak. Dojść na górę jest dużo łatwiej niż się tam potem utrzymać.

Czytając biografie wielkich sportowców możesz zauważyć, że ich świętowanie zwycięstwa zazwyczaj trwa bardzo krótko. Wiedzą, że po wygraniu sezonu/tytułu muszą wracać do roboty jeszcze cięższej niż uprzednio, bo na pewno pojawi się ktoś kto będzie chciał im odebrać tytuł mistrza. Nie zatrzymują się po osiągnięciu celu, wręcz przeciwnie – podnoszą sobie poprzeczkę.
Tak więc nagrodą za ciężką harówę, która wyniosła ich ponad wszyskich, jest kawałek złotego krążka i… więcej ciężkiej pracy. Tak długo jak chcesz osiągnąć sukces, musisz pracować. Musisz biec. Twój sprint nie może się skończyć, bo ktoś Cie wyprzedzi. Musisz sam sobie przesuwać metę dalej i dalej.

Tak więc droga do sukcesu to wiele maratonów, które musisz przebiec jeden po drugim. Sprintem.

Idźmy dalej. Większość standardowych maratonów ma wyznaczoną trasę po w miarę równym terenie, nie zawierającą jakiś spektakularnych przeszkód. Chyba nie wyobrażasz sobie, że tak wygląda droga do sukcesu w czymkolwiek? Będzie to raczej doga przez bagno, gnój i syf. Będą zawalone drzewa, druty kolczaste i rozsypane klocki Lego. A do tego Tobie ktoś skroi buty tuż przed samym startem.

Co więcej taki maraton będziesz musiał przebiec sam. Nie będzie ekipy, która poda Ci kubek wody. Przez większość czasu nie będzie też fanów zagrzewających do walki. Twoi bliscy i ludzie z Twojego otoczenia, którzy nie będą rozumieć po co to robisz. Rzucający budujące pytania „może już czas odpuścić?”.
Może czasem będziesz biegł w grupce paru osób, ale oni Ci też nie pomogą. Po prostu będziecie biec obok siebie w tym samym kierunku.
Droga do sukcesu to maraton?
Tak, ale z pewnością nie taki o jakim myśli większość osób.
I z pewnością nie taki, jaki większość osób jest w stanie przebiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie będzie publikowany.