Start w zawodach to niesamowicie emocjonujące wydarzenie w życiu każdego trójboisty. Idziemy pokonywać bariery. Idziemy na wojnę nie tylko z ciężarem, ale i z samym sobą. Żeby wygrać tę wojnę, musimy dobrze się przygotować.
Przygotowania to klucz dobrego startu w zawodach. Ale co, jeśli pojawiają się przeszkody? Bóle, kontuzje, przemęczenie i przebodźcowanie?
A może strach? Złość? Smutek?
Co, jeśli masz dość przygotowań, a one dopiero się zaczęły?
Przez 5 lat startów w trójboju wiele przeszłam i wiele się nauczyłam. Zawsze obok był trener, z którym mogłam konsultować swoje odczucia, bolączki i problemy. On zawsze mnie uspokajał, gdy ja myślałam, że jestem w kompletnej dupie. I w większości przypadków, miał rację. Bardzo dużo od siebie wymagam, więc równie bardzo intensywnie przeżywam trójbój. Wypracowałam sobie systemy, nauczyłam się działać, gdy w przygotowaniach do zawodów albo na starcie pojawiają się problemy. A uwierzcie mi, przeszkód w całej mojej karierze była masa.
Ale „Siła nie polega na braku trudności, lecz na umiejętności ich pokonywania”.
Bardzo się cieszę, że przeszłam taką drogę, mimo że nie była ona zawsze miła i łatwa. Dzięki temu wiem co robić, gdy moje zawodniczki mają kłopoty.
Chcę się z Wami podzielić, moimi spostrzeżeniami, jeśli chodzi o brak wiary w Siebie w pokonywaniu przeszkód. Bo jest to schemat, często powtarzający się w moich przygotowaniach i patrząc z perspektywy trenerki, w przygotowaniach wielu z Was.
Ostatnie miesiące, gdy myślałam o zawodach, czułam strach. Bałam się, że nie dowiozę formy, jakiej od siebie oczekuje. Latałam po lekarzach, walczyłam o swoje zdrowie, a do tego przygotowywałam się do najważniejszych zawodów w mojej karierze. Możecie sobie wyobrazić, jak siadał mi łeb, gdy codziennie budziłam się z bólem i towarzyszył mi resztę dnia. Po prostu nie miałam siły. A radośnie chciałam robić ciężkie treningi i progresować. To dopiero była walka ciała z umysłem.
Im bliżej zawodów, Tym czułam większe wypalenie. Brak radości z treningu, zmuszanie się. Bez sensu.
Na szczęście zapaliła mi się czerwona lampka, gdy pomyślałam o rezygnacji z zawodów. To już było! Znam ten schemat! Wcale nie chcę rezygnować, tylko boję się porażki. Nie wierzę, że dam radę. Narzuciłam sobie niepotrzebną presję.
Wiem, że ostatnie miesiące nie były łatwe, ale uczciwie pracowałam na lepszy wynik. Nie pozwolę, by jakieś wątpliwości odebrały mi marzenia.
“Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty będziesz nazywał to przeznaczeniem” – Carl Gustav Jung
Właśnie to zrozumienie, co chce mi przekazać podświadomość, pomogło mi odnaleźć spokój i radość pod koniec przygotowań. Wiele razy chciałam się poddać, ale ostatecznej bitwy nie oddam tak łatwo! Wierzę, że dam radę!
Polecam każdemu zatrzymać się i posłuchać, co chcemy sobie przekazać. Wyłączyć na chwilę działanie, dać sobie luz i spokój. Zadbać o swój umysł i ciało.
Cieszcie się z każdego dnia i nie myślcie, co by było, gdyby. Idźcie po prostu w zgodzie ze sobą. Idźcie za głosem serca.
Pozdrawiam
Wiki