Jakiś miesiąc temu dostaliśmy propozycję współpracy z Salsura Nutrition
i przetestowania ich BPC w kapsułkach. Na początku oczywiście się
podjarałem, ale jako że posiadam dyplom z cebulactwa to szybko
przeliczyłem szekle i zacząłem się zastanawiać… czy na pewno chcę
polecać produkt, który jest kilka razy droższy od zwykłego BPC tylko
dlatego, że ma wygodną formę podania? Chyba bym się później czuł, jakbym
namówił kogoś do kupienia licencji na winrara.
Jednak zanim
zdążyłem odmówić współpracy to wyczytałem, że tam to inna forma
chemiczna BPC, że bardziej stabilna, że produkt lepiej wchłanialny, że
jakieś patenty… Dotarłem nawet do badań z jakimiś tabelkami, wykresami
i całym tym nudnym shitem, który ma przekonać, że produkt nie jest z
Biedronki, tylko prima sort. Jak z Lidla.
No to spróbowałem. Kłuć się nie trzeba, więc raczej nie będzie bolec
Nie zamierzam tu wypisywać działania BPC-157, bo chyba jest to już w miarę znany i doceniany produkt – z resztą w sieci jest już sporo informacji o nim. Chętnie podzielę się jednak własnymi spostrzeżeniami po miesiącu stosowania BPC w formie oralnej.
Najbardziej liczyłem
na jego zbawienne działanie na układ pokarmowego, który to dokucza mi
od ponad roku. Tutaj fajnie byłoby napisać jakąś historię jak łykałem
hurtowe ilości hardcorowych orali… jednak nudna prawda jest taka, że
rozwaliłem sobie żołądek pijąc na czczo hektolitry kawy. Takiej
prawdziwej kawy – z fusami, w której jak postawiłeś łyżeczkę to stała na
sztorc. Próbowałem wcześniej ratować się różnymi lekami, enzymami
trawiennymi, maślanem sodu, probiotykami, BPC rozpuszczanym w wodzie i
nastrzykiwanym pod język, ale efekt był znikomy.
I tu spotkało mnie
duże zaskoczenie, bo po 2-3 tygodniach łykania pigułek od Salsura
nutrition problem znikł całkowicie. Bebzon, który wcześniej był wzdęty
jak balon zrobił się płaski… no… płaski jak na trójboistę.
Zwiększyłem podaż kalorii o jakieś 1000 kcal, a żołądek i jelita dalej
hulały aż miło. Koniec piekielnej zgagi. W końcu jadłem bo byłem głodny,
a nie musiałem się zmuszać do jedzenia.
Dodatkowym testem było
naderwane VMO. Leczyłem je wcześniej zastrzykami BPC, ale przerwałem,
żeby mieć porównanie z działaniem formy oralnej. Po około 2-3 tygodniach
po naderwaniu nie było już śladu. Działanie było wolniejsze niż w
przypadku zastrzyków, ale regeneracja z pewnością była szybsza niż
zostawiona sama sobie. I teraz warto się zastanowić – ile naderwań i
mniejszych urazów gromadzi w sobie człowiek podczas przygotowań do
zawodów nawet o tym nie wiedząc? Mam nadzieję, że nikt nie jest naiwny,
żeby sądzić, że jak nie boli tzn że na pewno wszystko jest w 100%
sprawne. Jak leczyć coś, jeżeli nie wiadomo, czy nawet jest zepsute, ani
nawet gdzie jest? I tu wchodzi BPC w kapsułkach, całe na biało.
Nie twierdzę, że to jest must have dla każdego zawodnika przez cały rok – ale w momencie intensywnych przygotowań do zawodów na pewno warto sięgnąć po ten produkt i wspomóc regenerację organizmu. Z kolei jeżeli ktoś ma jakieś problemy skórne lub żołądkowe spowodowane… no nie wiem, np. jakimiś mocnymi suplementami na siłę ♂️ ♂️ – to zdecydowanie powinien spróbować tego specyfiku.
Od dawna powtarzam – najwięcej dźwigają Ci, którzy najdłużej utrzymują się w grze z dala od kontuzji. Dlatego też ja z pewnością będę polecał to BPC naszym zawodnikom.