Jakiś czas temu popełniłem tekst o wdzięcznej nazwie Twoje pierwsze zawody, traktujący o właściwym przygotowaniu do zawodów w trójboju siłowym. Poniższym tekstem chciałbym nieco rozszerzyć owo zagadnienie o kilka drobnych spraw, które w mniejszym lub większym stopniu mogą utrudnić i zniechęcić do obcowania ze sztangą na pomostach. Zapraszam.
1. Mierzenie stojaków do siadów
Niby błacha sprawa, a zawsze zdarzy się kilku zawodników ze źle podaną wysokością. Pal licho, jeśli wysokość jest za niska (niektórym to odpowiada), ale jeśli gość musi niemal na palcach stawać żeby wyjść z racka, to coś tu jest mocno nie tak. Podczas mierzenia stojaków gryf jest pusty. Nie ma możliwości wbicia się pod niego, a sama sztanga nie osiada na plecach tak jak załadowana. Miej to na uwadze. Drugą sprawą jest to, że ciało również reaguje na ciężar – kurczysz się! Pomiędzy kręgami kręgosłupa występują krążki międzykręgowe, zapewniające pewien stopień rozciągania, zginania oraz kompresji kręgosłupa. Z ciekawości kiedyś sprawdziłem, jak zmienia się mój wzrost po treningu ciężkich siadów – ubyło mi równe 4 cm. Na szczęście rano dnia następnego mogłem się na powrót cieszyć swoimi 173 centymetrami :D. Mając na uwadze osiadanie sztangi oraz reakcję organizmu na ciężar pamiętaj, że niedopuszczalne jest ustawienie stojaków “na styk”. Masz 1-2 centymetry zapasu – dziura niżej.
2. Nie nawal na wadze
Punkt ten niestety jest oparty o moje własne doświadczenia. Kilka lat temu zdarzył mi się start z samego niemalże rana. Waga około 7.00, start 9.00, coś w ten deseń. Zaraz po przebudzeniu zeżarłem 2 potężne michy owsianki, po czym ruszyliśmy się ważyć. Niespecjalnie chciało mi się stać do kibelka, więc nażarty, z pełnym pęcherzem i jelitem grubym zostałem zważony. Jak się kilka godzin później okazało, przegrałem medal o 300 gram masy ciała. O talerz owsianki i poranną kupę. Absolutnie nie chodzi mi o to, by każdy zawodnik tydzień robił wagę, a przed samą wagą biegał maratony w ortalionie intensywnie plując. Wystarczy zdusić w sobie niedbalstwo i niechcemisie. Wystarczy zabrać ze sobą owsiankę na halę. 😉
3. Nie jedz protein przed startem
To jest już kilkukrotnie przetestowany przeze mnie sposób odżywiania, który zapewnia mi bardzo dobre samopoczucie w dniu zawodów. Otóż gotuję ryż. 400 gram, pół kilo, czasem nawet więcej – zależy o której mam start. Do tego banany, izotoniki, czasem mleko czekoladowe i vuala. Praktycznie same węgle. Dlaczego jestem przeciwny jedzeniu protein przed startem? Trawienie białka jest procesem żmudnym i dość mocno angażującym organizm. Do tego przyswojenie każdego grama protein wymaga spalenia aż 24 kalorii. Z mojego punktu widzenia dodatkowe obciążanie organizmu jest zupełnie bezcelowe, tak jak i zużywanie cennych kalorii. Już dawno udowodniono, że nie jest konieczne dostarczanie białka co 3 godziny (patrz dieta IF). Pół dnia bez protein nie sprawi, że twoje muskle wpierdoli katabolizm i zostanie z ciebie ćwierć. Dodatkowo, brak protein zagwarantuje ci brak uczucia ciężkości przed startem. Jedynie zwróciłbym uwagę na ilość spożytego błonnika. Nadmierna ilość tegoż powoduje wzdęcia, a przemożna ochota by pierdnąć nie jest najfantastyczniejszym stanem podczas startu. Dlaczego ryż? Ryż jest złożony z polisacharydów (węglowodanów złożonych) o niskim indeksie glikemicznym. Im niższy IG produktu, tym wolniejsze jego przyswajanie i w konsekwencji bardziej stabilny poziom cukru we krwi. Dlatego nie polecam opierania się tylko na fruktozie i glukozie. Nie ma nic gorszego niż zjazd hipoglikemiczny podczas startu i brak mleka czekoladowego pod ręką 😉
4. Nie przesadź ze stymulantami
Jestem wielkim fanem wszelakich stymulantów. Kofeina, efedryna, geranamina to środki wyzwalające chemicznie nierozjebywalność, potęgujące animusz i wolę walki. Jednak łatwo z takowymi przesadzić. Wierzcie mi, od łażenia po ścianach i gryzienia sztang łatwo przejść do mega zwały. Swego czasu moją wierną towarzyszką była geranamina. Żarłem toto co cięższy trening, a moja tolerancja na ów specyfik rosła i rosła. Przyszedł dzień sprawdzianu na pomostach. Chcąc stać się niezniszczalny zarzuciłem 600 mg kofeiny i 90 mg geranium. Jak się możecie domyślić, nie był to najbardziej udany start w mej karierze. Dezorientacja, jakieś stany lękowe, generalnie dramat. Dlatego przestrzegam – lepiej wrzucić coś na lekki speedzik, niż naćpać się jak atom i pół startu umierać 😉
5. Nie kombinuj
Podczas pewnych zawodów, jeden z moich zawodników miał podejście pod swój rekord życiowy w przysiadzie. Był, co zresztą nie dziwi, faktem owym dosyć przejęty. Poprzednie dwa podejścia zaliczył stosunkowo lekko. Niestety, trzecie wstał już z pomocą obsługi pomostu mimo, że ciężar był jak najbardziej w jego zasięgu. Dlaczego? Dlatego że spanikował. Jego siad wyglądał zupełnie inaczej niż dwa poprzednie i kilkadziesiąt wcześniejszych, wykonanych podczas sesji treningowych. Nawyk ponad wszystko – ruch, który masz wyuczony może nie być najoptymalniejszym, jednak jest tym, który masz opanowany. Na refleksje, wyciąganie wniosków i korekty przyjdzie czas po starcie. 15 minut przed wejściem na pomost nie jesteś w stanie nic poprawić. Wiem, że strach bywa paraliżujący. Będziesz czuł suchość w gardle, nagle zacznie cię swędzieć połowa ciała, będziesz się hiperwentylował. Uspokój się, choćby o tak i zaufaj pracy, którą włożyłeś w przygotowania. Ciało w sytuacjach stresowych ma dwa tryby – tryb walki oraz tryb ucieczki. Naucz je, że ma stawiać czoła wyzwaniu. Na twoich warunkach.
6. Sport zespołowy
O fakcie, że trójbój siłowy to sport zespołowy pisałem już jakiś czas temu o tutaj, jednak teraz chciałem poruszyć ten temat z innej, bardziej praktycznej perspektywy. Wyjazd na zawody ze swoją ekipą wyniesie twoje starty na wyższy poziom. Pomijając potężną dawkę motywacji i wsparcia, trener i towarzysze z drużyny uwolnią cię od ciężaru przeliczania kilogramów i kontrolowania konkurencji. To naprawdę zajebista sprawa, móc skoncentrować się tylko na podeściu mając pewność, że ktoś zadba o odpowiednią strategię dla ciebie. Że zadba o to, byś o czasie trafił na pomost, posmaruje plecy magnezją, przyjebie w plecy i będzie przeżywał każde twoje podejście całym sobą, jak gdyby to on walczył o wynik. A kiedy nadejdzie jego czas wie, że ty zrobisz dokładnie to samo dla niego. Żelazo czasem łączy bardziej niż więzy krwi 😉 Na terenie Wrocławia trenują członkowie dwóch klubów TBS – KS Team Wrocław, do którego należę również ja, oraz KS Tęcza Społem Kielce. W imieniu obu zapraszam serdecznie. 🙂
7. Pamiętaj po co przyjechałeś
Ludzie dzielą się na tych, którzy pragną zwycięstwa oraz tych, którzy wygrać chcą “tak trochę”. “Właściwie to mogłem iść mocniej”, “kiepsko zjadłem, więc poobniżałem pierwsze podejścia” itd. itd. Nie bądź tym drugim. Nie pragnij “trochę”. Wiem, że aura nie zawsze będzie sprzyjała. Czasem będziesz czuł brak mocy w trzewiach, czasem najlepszą opcją będzie się wydawać powrót do domu. Nie rób tego. Nie pozwól sobie na tego typu rozważania. Jeśli przyjechałeś po medal, to walcz o ten medal, jeśli chcesz przekroczyć 700 kilo to, do diabła, daj sobie szansę osiągnięcia tego wyniku. Słabi szukają wymówek, silni szukają sposobów.
Ze sportowym pozdrowieniem.