Bierzesz na plecy niemiłosiernie gniotącą Cię sztangę. Kminisz, czy nie odłożyć jej spowrotem na stojak. Presja ziomków na siłowni, jak i wewnętrznych demonów, które mówią Ci, że jesteś słaby i nie zasługujesz na szczęście jest jednak silniejsza. Pod ciężarem grawitacji wgniatasz się jakoś w dół, ignorując uczucie trzęsących się kolan, trochę z trudności, a trochę chyba ze strachu. Zamiast wybić się na sprężynie z dołu, to siłą woli, umysłu i Twoich przodków odwracasz ruch, zaciskając zęby i modląc się, by na sztandze nie usiadła żadna mucha, która znacznie zmniejszyłaby prawdopodobieństwo wstania. Jeśli tak kojarzysz przysiad, to dzisiejszy materiał bardzo Ci się przyda.